Melbourne Cup organizowany jest od 1861 roku. Zawsze w pierwszy wtorek listopada. To najsłynniejszy z pośród wyścigów organizowanych na dystansie dwóch mil (3200 metrów), a także jedna z najsłynniejszych końskich gonitw w ogóle. W tym roku pula nagród sięgnęła aż 6,2 mln dolarów australijskich (blisko 19 milionów złotych), z czego połowa wpływa na konto zwycięzcy.
Jednym z głównych faworytów gonitwy był japoński ogier Ratki. W październiku odniósł efektowne zwycięstwo w Caulfield Cup. We wtorek przez znaczną część dystansu również był w czołówce, ale w decydującej fazie niespodziewanie osłabł. Rywalizację ukończył na 22., ostatniej pozycji. Tuż po wyścigu siedmioletni koń dotarł do boksu, gdzie - jak relacjonował później przedstawicieli organizatorów Terry Bailey - zasłabł i po chwili zdechł.
- Teraz sprawę tę badają nasi weterynarze. Czekamy na wyniki autopsji, by poznać przyczynę śmierci - zaznaczył Bailey.
Drugi z koni został uśpiony. Araldo w rywalizacji zajął siódme miejsce, ale - jak opisywali świadkowie - w drodze do stajni przestraszył się flagi, którą machał jeden z widzów i odskakując złamał kość w tylnej nodze. Weterynarze uznali, że uszkodzenia są zbyt poważne, by je wyleczyć, a właściciel zwierzęcia podjął decyzję o uśpieniu.
Wcześniej trzykrotnie doszło do śmierci konia w wyniku obrażeń odniesionych podczas Melbourne Cup. W ubiegłym roku w następstwie pęknięcia kości doznanego w trakcie rywalizacji uśpiona została pochodząca z francuskiej hodowli Verema. Podobny los spotkał 16 lat temu singapurskiego Three Crowns, który złamał nogę. Uśpiony został też w 1979 roku Dulcify, który podczas prestiżowej gonitwy złamał miednicę.
Tegoroczny wyścig wygrał niemiecki ogier Protectionist przed brytyjskim Red Cadeaux i nowozelandzkim Who Shot Thebarman.